Koncert jedynej i niepowtarzalnej Emilie Autumn z towarzyszącymi jej Bloody Crumpets... tak zastanawiam się jak opisać ten spektakl, bo nie był to z całą pewnością po prostu koncert. Jak dla mnie, jak i chyba dla całej licznie zebranej publiki - po prostu bomba. Genialny klimat, świetne show w klimatach rodem z Moulin Rogue w rockowym sosie... charyzma bijąca od Emilie przypominająca frontmanów pokroju Mike'a Pattona. Z całą pewnością nie jest to 'sztuka' dla każdego, tak muzycznie jak i estetycznie - ja jednak byłem zachwycony... nie tylko ociekającym seksapilem przedstawieniem ale głównie pomysłem i realizacją, które były dopracowane i mocno wciągające. Ten post będzie chyba jak dotąd najdłuższym... ale po prostu nie jestem w stanie co poniektórych zdjęć nie wrzucić.
środa, 10 lutego 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
no, nieźle powalczyłeś, Kolego :]
OdpowiedzUsuńwyjątkowo miło mi się wybierało zdjęcia tym razem...